Film „Obywatel” w reżyserii Jerzego Stuhra trafił do polskich kin w listopadzie 2014 roku. Perypetie tytułowego Obywatela, Jana Bratka, obejmują okres prawie 60 lat, na przestrzeni, których, reżyser stara się przedstawić najważniejsze wydarzenia z historii naszego kraju.
Jerzy Stuhr, podejmuje się w tym filmie nie lada trudnego zadania, którego głównym celem jest przedstawienie najważniejszych wydarzeń ostatniego półwiecza. Umieszcza swojego bohatera w sytuacjach, których znaczenie i przekaz mogą jedynie zrozumieć ludzie z tego pokolenia. Duża ilość faktów, jakie prezentuje reżyser, pozwala na jedynie hasłowe traktowanie historii. Przeskakiwanie z jednego obrazu na drugi, od jednego wydarzenia do drugiego przy pomocy mało zwartej fabuły powoduje, że chwilami film staje się nudny czy wręcz irytujący.
Jan Bratek, główny bohater – grany przez Jerzego i Macieja Stuhra, chwilami przypomina Jana Piszczka z „Zezowatego szczęścia„. Bratek to istna ofiara losu, który szuka swojego miejsca, próbuję ułożyć swoje życie jednak Historia ciągle podstawia mu nogę i wciąga w swoje tryby. Jego działania, bez względu na ich intencje, wcześniej czy później obracają się przeciwko niemu. Kiedy zostaje niesłusznie oskarżony o próbę przemytu fałszywych dolarów i wyrzucony z partii, rzuca czerwoną legitymacją, przez co staje się bohaterem Solidarności. Innym razem, w czasie stanu wojennego, wysłany przez matkę po sól do sąsiada, wpada w zastawiony przez SB kocioł. Na nic zdają się jego tłumaczenia, że naprawdę przyszedł po sól, zostaje internowany. Spotyka miłość swojego życia, tylko po to, aby podczas łóżkowych igraszek dowiedzieć się, że jego wybranka to pracownik Służby Bezpieczeństwa. I tak jak mądrego los prowadzi, tak Bratka popycha.
Reżyser, za pomocą lepszych lub gorszych skeczy, stara się przedstawić w pigułce portret całego narodu. Lawiruje między gorącymi tematami ostatnich sześćdziesięciu lat, starając się pokazać to, co jego zdaniem jest najistotniejsze. Pojawiają się, więc sceny z Piotrem Głowackim, którego ZOMO nie chce bić, upadające biura podróży czy nauczyciel ze śmietnikiem na głowie. Co jakiś czas, widz jest atakowany hasłami typu „jesteś tam gdzie kiedyś stało ZOMO”. Autor nie obywa się też bez wątków żydowskich, za pomocą, których eksponuje polską antysemickość.
Autor „Obywatela” chce powiedzieć o wszystkim i to staje się największym problemem tego filmu. Upycha w 108 minutach tak dużo symboli i metafor, że przytłacza tym widza skłaniając go do ucieczki z kina.