Niech człowiek wie, że żyje

Everest     Minął już drugi rok, gdy w Himalajach u podnóży Dhaulagiri na naszej wyprawie zginął w szczelinie lodowej nasz serdeczny kolega Piotr Morawski. Choćby czas gnał do przodu to wspomnienia wciąż są świeże, aby ocalić je od zapomnienia postanawiam wyruszyć na słowacką stronę w Tatry gdzie opodal Starego Smokowca pod ścianą skalną Ostreva usytuowany jest na wysokości 1523 m.n.p.m. symboliczny cmentarz osób, które zginęły i pozostały w górach.

     Tam też rok temu zamieszczona została pamiątkowa tablica upamiętniająca naszego młodego przyjaciela i znakomitego Himalaistę. Chcąc zapalić symboliczny znicz podążamy z przyjaciółmi w te strony.

     Mijamy umowną już granicę Polsko-Słowacką na Łysej Polanie a potem przez Tatrzańską Łomnicę, Stary Smokowiec i Wyżnie Hagi wprost do podnóża wejścia na drogę do Popradzkiego Stawu. Znajdujemy się na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego i wjazd powyżej jest już zabroniony, choć wąska droga prowadzi prawie pod samo Popradskie Pleso. Spory opodal parking pozwala na zaparkowanie auta nawet w okresie największego ruchu, budka gdzie można kupić bilety wstępu świeci pustką, jest jeszcze przed sezonem, co gwarantuje nam spokój i ciszę na szlaku. Jest wczesne przedpołudnie, wiosna w tym roku nie rozpieszcza nas słoneczną pogodą, wokoło piętrzą się chmury i tylko gdzieniegdzie od czasu do czasu przebijają się promienie słońca, w których jak śpiący strażnicy lśnią Tatrzańskie szczyty. Na wschodzie przebija się ze swoim ostrym szpicem Gerlach 2655 m.n.p.m. najwyższy szczyt Słowacji i Tatr.

     Przy dobrej widoczności było by też widać na północy nasze polskie Rysy 2499 m.n.p.m., lecz z tymi mysimi chmurami możemy o tym tylko pomarzyć.

     W kuluarach zalegają jeszcze resztki śniegu, po drodze widać kawałki pozrywanych linii telefonicznych i kabli energetycznych, skutków wichur i pogodowych anomalii, które nawiedziły te strony w tym roku. Mijamy przechodząc drewnianym mosteczkiem płynącą ostrym nurtem rzekę Poprad, która ponad Hińczowym (największym słowackim górskim jeziorem) i Popradzkim Stawem rozpoczyna swój bieg. Woda rozbija się z łomotem na skałach i gdyby był upalny dzień to bryzy wody tworzące delikatną mgiełkę przynosiłyby ulgę wędrowcom a tak to wzdrygając się z zimna robimy parę fotek i podążamy dalej pod górę. Droga wije się wśród wzgórza niczym gigantyczny wąż. Dochodzimy do drogowskazu na ściętym drzewie, który informuje nas o tym, że na Symbolicky Cintorin, czyli do symbolicznego cmentarza należy skręcić w prawo, jeszcze 10 minut i jesteśmy na miejscu. Mijamy potok i wkraczamy na teren cmentarza, który usytuowany jest pomiędzy granitoidami, głazami, z których utworzone są w większości Tatry, wokoło porasta las świerków i jodeł a wszystko to sprawia, że całe miejsce otacza aura tajemniczości i powagi i nawet tabliczki upraszające o zachowanie ciszy wydają się tutaj zbędne.

     Na skałach i głazach umieszczone są metalowe tablice z nazwiskami tych, którzy zginęli i zaginęli w górach, nie tylko tych najbliższych, ale i całego świata. W około drewniane, barwne krzyże, każdy inny, lecz utrzymane w jednej symbolice. Dopiero tu dochodzi do człowieka świadomość o ogromie istnień ludzkich, które co roku giną na górskich szczytach. Są tu nie tylko nazwiska Słowaków i Polaków, ale i ludzi ze wszystkich stron naszego Globu. Daty sięgają czasów jeszcze przedwojennych ubiegłego wieku. Pomysłodawcą powstania cmentarza był czeski taternik, narciarz i malarz – Otakar Štáfl. W centralnej części cmentarza stoi zaprojektowana przez niego kapliczka, w której znajdował się obraz Otakara Štáfla Ofiarom gór, który nie przetrwał do naszych czasów. Na sygnaturce umieszczono napis – „Martwym na pamiątkę, żywym ku przestrodze„. Obecnie na cmentarzu znajduje się ponad 270 tablic upamiętniających ponad 400 nazwisk. Wśród nich można spotkać nazwiska polskie upamiętniająca takich jak: Klemensa Bachledę, Mieczysława Karłowicza, Wiesława Stanisławskiego, Witolda Wojnara, Jana Długosza, braci Biedermanów, pilotów „Sokoła” Bogusława Arendarczyka i Janusza Rybickiego. Są tablice poświęcone osobom związanym z Tatrami, które zginęły w innych górach (m.in. Wawrzyniec Żuławski, Jerzy Kukuczka).

      Niektóre tragiczne wydarzenia w górach zabierały nawet po 13 istnień ludzkich, dopiero teraz dochodzi do mnie to wszystko jak wiele osób rokrocznie nie wraca do swoich domów. Mnóstwo jest tablic poświęconym tym, którzy nieśli w górach pomoc potrzebującym, niektórzy ratownicy służb górskich niestety nie powrócili z tych ostatnich akcji ratunkowych. Na samej górze cmentarza z przepięknym widokiem na okolicę leży olbrzymi głaz, na którym u samego szczytu widnieje tablica naszego Piotra, spogląda ponad horyzont i uśmiecha się. Wracam wspomnieniami, gdy widziałem go po raz ostatni, właśnie takim go pamiętam, lekko uśmiechniętym pod nosem. I takim go sobie zostawię na zawsze w pamięci.

     Szkoda, że po Polskiej stronie Tatr nie doczekaliśmy się takiego miejsca upamiętniającego naszych przyjaciół, partnerów, krewnych gdzie można było by zapalić ten symboliczny ogień, który „ogrzewałby ich w lodowych i śnieżnych okowach. Wydaje mi się, że warto „powalczyć” z władzami Tatrzańskiego Parku o wytyczenie takiego miejsca. Tak nie wiele dla tych, co znaczyli dla nas tak wiele…