Gosia Waleczne Serce – prawdziwa historia

      Pogoda jest niesamowita. Słońce lekko mieni się na niebie, a dzięki temu Kwidzyn tętni życiem – w każdym jego zakątku jest mnóstwo ludzi. Od weekendu dzieli mnie już tylko chwila i spotkanie z nieznajomą mi osobą. Nie ukrywam, trochę się bałam. Umówiłyśmy się przed kwidzyńską katedrą – im bliżej tego miejsca tym moje serce bije mocniej. W końcu docieram na miejsce. Na placu Jana Pawła II temperatura wydaje się być wyższą niż w innych miejscach Kwidzyna. Od razu dostrzegam „nieznajomą” – to Małgosia. Kiedy podaję jej na powitanie dłoń topnieją pierwsze lody. Uśmiechnięta zaczyna opowiadać mi swoją historię.

      Małgorzata urodziła się w malowniczej wsi Czarne Dolne w powiecie kwidzyńskim. Była sześciomiesięcznym wcześniakiem, urodziła się jako 1,5 kilogramowe dzieciątko. Pomimo fizycznej słabości jej organizm dzielnie walczył o zagrożone życie. Zbyt wczesne przyjście na świat prawdopodobnie było powodem Dziecięcego Porażenia Mózgowego, które u niej zdiagnozowano i skazało na wózek inwalidzki. W latach 80. trudno było o wózek, dlatego do dziewiątego roku życia przez brak wózka była skazana na leżenie w łóżku lub siedzenie na krześle. Siedząc przy stole naśladowała swoje starsze rodzeństwo przy odrabianiu lekcji ucząc się czytać i pisać litery. Mimo panującego obowiązku szkolnego, nie miała nauczania indywidualnego. Jednak niepohamowany głód nauki i wiedzy, jaki odczuwała sprawił, że samodzielnie nauczyła się pisać i czytać. Jej życie nie było lekkie przez  nieobecność zapracowanych na roli rodziców. MalgorzataByła skazana na radzenie sobie nie tylko ze swoją niepełnosprawnością, ale też z domowymi czynnościami, których próba wykonania na początku sprawiała jej  ogromną trudność wywołując płacz i zdenerwowanie. Z czasem próby te zaczynały kończyć się sukcesami. Zaczęła zaskakiwać rodziców pozmywanymi naczyniami, ugotowanym obiadem i posprzątanym bałaganem. Im bardziej sobie radziła, tym dłużej przebywała w domu zupełnie sama. Obowiązki domowe, brak kontaktu z rówieśnikami i sprawowanie opieki nad kilku miesięczną najmłodszą siostrą nie tylko pozbawiły ją dzieciństwa, ale także zmusiły do szybkiej dorosłości. Robiła co mogła by stłumić w sobie myśli o świecie na zewnątrz i tęsknotę za ludźmi. Chcąc nie myśleć i przestać tęsknić za światem uczyła się robić na szydełku i drutach, rozwiązywała krzyżówki, słuchała muzyki. Jednak nic to nie dało. Tęsknota była tak silna, że zaczęła ją przelewać na papier w postaci wierszy takim ujmującym i dającym do myślenia wierszem jest wiersz pt. Życie po Życiu.

Dziergam sobie sweter na drutach, a każde oczko to ludzkie uczucia dobre lub złe, ale… dziergam je. Lecz wzór wydziergam z szarej codzienności, ze smutku i radości, z samotności, z ułomności, z bezradności, z nie spełnionych wszystkich marzeń, z nie przeżytych wrażeń, z cichej nadziei, że kiedyś coś się w moim życiu na lepsze zmieni, z nie wyśnionych pięknych snów, z dni przeżytych już i z tego, co się nie zmieniło, co kiedyś w moim życiu dobrego i złego było, ale się skończyło…

A gdy skończę wzór, ozdobię go łzami, jak małymi perełkami i będę żyła nadal uczuciami szarej codzienności, smutku i radości.

A gdy przyjdzie mroźna zima, ubiorę ten sweter przez mnie wydziergany i będę grzać się ciepłymi wspomnieniami jak kiedyś, ktoś wrażliwy na mój los, podał mi swą pomocną dłoń w szarej codzienności, w smutku i radości ułomności, bezradności wspomnę ciepło kogoś, kto pomógł mi spełnić moje marzenia, dzielił ze mną swe wrażenia, kłopoty i zmartwienia, dodał mi nadziei, że kiedyś coś się w moim życiu na lepsze zmieni. Wspomnę też kogoś, kto wyśnił moje sny, przeżył ze mną wspólne dni, pomógł mi przeboleć to, co się  nie spełniło i nie zmieniło.

Nie wiem, jak długo będę żyła jeszcze dniami szarej codzienności….

Być może po latach, kiedy głowę mą pokryje szron, jak zawsze wezmę różaniec w dłoń i pochylając skroń,  będę dziękować Ci Panie za  wolność ograniczoną, za Twą miłość nie zmierzoną, za wszystko co mi Panie dałeś i co mi odebrałeś. Za to, że mnie kochać nie przestałeś za to, że mi ludzką przyjaźń dałeś, za ludzi dobrych i złych, za radości i łzy, za modlitwy wysłuchane, za każdy zmrok i poranek, za Twe wyroki niezbadane, za ptaków śpiew i że gra świerszcz, za słońce w moim życiu i deszcz, za wszystko, co Twym dziełem, Panie jest, za wszystkie lata, za inny świat- ja, marny pyłek, dziękuję Ci, Panie, bardzo tak.

A gdy wybije moja godzina, zrobię wtedy po cichu rachunek sumienia i jeszcze raz przeżyję moje życie, dziękując Ci Panie, pokornie i skrycie za moje szare życie, za dni szarej codzienności, dni smutku i radości, dni ułomności, dni bezradności, za nie spełnione marzenia, za nie przeżyte wrażenia, za dni nadziei, że kiedyś coś się w moim życiu na lepsze zmieni, za nie wyśnione piękne sny, za przeżyte dni , za to co przed laty się skończyło.

Lecz najbardziej podziękuję Ci, Boże, w całej swej pokorze, za ludzi dobrej woli, którzy nie odmówili mi swej pomocnej dłoni. Bo to właśnie oni sprawili, że moje uczucia czasem pozytywne były, że moje dni szarej codzienności się zmieniły i czarne myśli mi do głowy nie przychodziły.

Więc kiedy będę wydawać ostatnie tchnienie, to nawet wtedy będę miała cichą nadzieję, że pozostawiam po sobie dobre wspomnienie, że kiedyś ktoś uwierzył mi i opowiedział komuś moje szare codzienne życie, mówił o czym marzyłam skrycie, o moim smutku i radości, ułomności, bezradności, o nie spełnionych moich marzeniach, nie przeżytych wrażeniach, o życiu w ciągłej nadziei, że kiedyś coś się w moim życiu na lepsze zmieni, o nie wyśnionych pięknych snach, o przeżytych wspólnie dniach, o wylanych przez rodziców moich łzach, o tym co się nigdy nie spełniło, nie zmieniło, co by się wraz z moją śmiercią zakończyło. Więc może wtedy ten ktoś, znając mój smutny los, pomoże komuś, kto będzie sobie podobny sweter na drutach z wzorem w ludzkie uczucia dobre lub złe, ale będzie dziergał je.

Szara Myszka

      Niestety brak kontaktu Gosi z ludźmi zapowiadał się jeszcze większy ponieważ rodzice mieli się przeprowadzić do nieprzystosowanego dla osoby niepełnosprawnej domu, który z nikim i z niczym nie sąsiaduje. Wiec podjęła z pomocą siostry i ludzi z zewnątrz rozpaczliwą walkę, którą wygrała, o to aby nie przeprowadzić się wraz rodzicami do nowego domu.

      19.04.1999 roku mimo fizycznej zależności od rodziców i wymaganego bezwzględnego posłuszeństwa rodzicom, wyprowadziła się z domu rodzinnego. Chociaż decyzja nie spodobała się rodzicom i była powodem bardzo rzadkich odwiedzin rozkładanych w czasie na miesiące i lata to jednak nie żałuje podjętej decyzji, bo dzięki jej podjęciu zaczęła w końcu żyć i cieszyć się życiem, a całkowita samodzielność pozwoliła jej rozwinąć skrzydła. Pierwszym krokiem do samodzielności było uczestnictwo w Warsztatach Terapii Zajęciowej, na których Małgosia nie tylko mogła przebywać w swoim środowisku, ale również nauczyła się pisać artykuły o ludziach niepełnosprawnych piszących również  wiersze do lokalnej gazety kwidzyńskiej . Uczestnictwo w WTZ nauczyło ją też wykonywania rękodzieła typu haft krzyżykowy i obsługi komputera. Brała też udział w wielu konkursach literackich, z których ma wiele dyplomów. Nie obca jest też jej scena teatralna. W ubiegłym roku wzięła udział w Ogólnopolskim Pomorskim Festiwalu Małych Form Teatralnych w Gdyni. Jakby tego było mało często bierze udział w organizowanych dla osób niepełnosprawnych zawodach sportowych takich jak bocce, mini golf. Przed nią Bieg unijny osób niepełnosprawnych który odbędzie się 24. 04. 2016 r. Niemal wszystkie zawody sportowe z jej udziałem kończą się zdobytym medalem, pucharem, lub nagrodą rzeczową.

      Gosia mimo niepełnosprawności i przykrych doświadczeń życiowych jest rozpromieniona, uśmiechnięta pełna radości życia i optymizmu. Niesamowitości dodaje fakt, że potrafi spojrzeć na siebie i swoją niepełnosprawność z dystansem. Mało tego, potrafi do łez żartować ze swojej niepełnosprawności. Brzmi niedorzecznie, prawda? Sama nie potrafiłam sobie wyobrazić tego jak dziewczyna poruszająca się na wózku może się z samej siebie śmiać lub tak o siebie walczyć. Znałam taki typ człowieka walczącego z telewizji i filmów, jednak okazało się, że tacy ludzie istnieją naprawdę Małgorzata jest margaritas, czyli perłą. To człowiek niezwykle pokorny i skromny. Jej życie może stanowić cenny przykład dla ludzi nie tylko w różnym wieku ale też osób dla których złamany paznokieć jest dramatem. Sama o swoim życiu mówi, że nasze życie to układanka puzzli – kiedy się przemyśli to co się wydarzyło w naszym życiu to każdy element życia pasuje do jego całości. Dowodem na to jest fakt, że kiedy opuszczała dom rodzinny nie przypuszczała że ustępuje miejsca najmłodszej siostrze, u której (w rok od wyprowadzenia się Małgosi z domu) lekarze stwierdzili stwardnienie rozsiane. Kiedy rozmawiamy o rodzinie wyraźnie widać przywiązanie Małgosi do najmłodszej siostry – Doroty. Na myśl o Dorotce oczy jej promienieją.

      Małgosia przyjechała w umówione miejsce samodzielnie ponieważ porusza się wózkiem o napędzie elektrycznym, dzięki któremu ma nie tylko upragniony kontakt z ludźmi, ale także może normalnie funkcjonować i być jeszcze bardziej samodzielna. Jednak nieustanna eksploatacja wózka sprawia, że ulega on awariom i wymaga wymiany na nowy. Świadczenia socjalne, które są jedynym źródłem utrzymania i dochodu Gosi, nie pozawalają na zakup nowego wózka. Fundacje, do których zwróciła się z prośbą o dofinansowanie, odmówiły jej. Ale jak na waleczne serce przystało, po raz kolejny bierze sprawy w swoje ręce i zbiera pieniądze na nowy wózek za pomocą portalu internetowego pomagam.pl w nadziei, że dzięki ludziom dobrej woli jej marzenie o nowym wózku się spełni.

Dominika Pełka